Szkoła Podstawowa nr 5 im. Skarbów Ziemi Górnośląskiej w Rudzie Śląskiej

Oni również chodzili do naszej szkoły... Krystyna Rymarczyk

Witam. Moja Mama, moje rodzeństwo i ja podobnie jak wielu byłych absolwentów jestem związana z Tą szkołą. Szkołę, wspominam z nieskrywanym sentymentem i kiedy piszę te słowa czuję ciepełko na sercu. To właśnie tu znalazłam „swój” spokojny dom, to tu rozwinęłam swoje zainteresowania, to tu nauczyłam się szacunku do tego co mnie otacza.
Pierwszą wychowawczynią w klasach (Ia) 1-2 była Pani Czesława Bernadzikiewicz. Cudowny pedagog żyjący dla szkoły i uczniów. Wymagająca, ale sprawiedliwa. Pamiętam też ówczesnego kierownika szkoły Pana Aleksandra Górkiewicza, wspaniałego człowieka, doświadczonego przez okrutną wojnę ( był więźniem obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu ). Podziwiałam jego opanowanie i spokój oraz sposób w jaki sobie radził z „przerośniętymi” chłopakami. Pamiętam też pewną śmieszną na dziś dzisiejszy historią. Kolega z ławy szkolnej Krzyś Cierniak przyniósł do klasy długopis. O też mi coś, powie ktoś. No niby nic, ale to był długopis 8 kolorowy. Wyobrażacie to sobie w tym okresie 8 kolorowy długopis Niejedna dwója i niejedna piątka tym właśnie długopisem została wpisana do dziennika. A było to cacko, duńskie bodajże.
 
Wszystko zmieniło się w klasie III. Wychowawczynią naszej klasy została Pani Edyta Krzymyk. Klasa nasza liczyła 22 osoby. Dziewcząt było 8. Znaliśmy się jak łyse konie, gdyż mieszkaliśmy „ w zasięgu ręki” razem. Mieścina nasza była cudna, rodzinna. To właśnie w tym okresie nasza wychowawczyni zachęciła nas do czytania, a tym samym zaszczepiła nam miłość do książek. Pamiętam, jak  w naszej klasie (co podkreślam)  Pani Krzymyk wywiesiła spis lektur wraz z naszymi nazwiskami. Każda przeczytana książka została kolorowym kołeczkiem odznaczana na tym wykazie, a  rywalizacja i nagrody skłaniały do czytania, to „połykaliśmy” te lektury jak opętani. I tak jest po dzień dzisiejszy. To w tej klasie zaczęłam uczęszczać do kółka tanecznego, które stworzyła nasza wychowawczyni. Do dziś pamiętam dzień kiedy ubierałam piękny strój krakowianki z przecudnym serdakiem z pięknym motylem na placach. Pamiętam też, że podczas pierwszego „pokazowego” występu w sali gimnastycznej zgubiłam wianek, jednak mój „partner” Romek Mazurek tak wszystko poprowadził, że odbyło się bez wpadki. W tym okresie  powstała drużyna harcerska i zuchowa. Z wzruszeniem wspominam „piękne” bereciki sznurowane pod brodą. Cała drużyną staraliśmy się doposażyć nasze  „harcerstwo” w sprzęt. Ile kilogramów makulatury, złomu zebraliśmy i sprzedaliśmy kupując za zarobione pieniądze namioty, śpiwory, materace ,piłki to tylko my wiemy i pamiętamy. Nauczyliśmy się porządnej roboty, solidarności i odpowiedzialności. Piękny to był czas.  To właśnie w tej klasie też dostałam pierwsze lanie „po łapach” za wybryk z nieżyjącym już dziś moim serdecznym kolegą Jankiem Poloczkiem. Do dziś pamiętam piekący ból zadany cieniutką trzcinką przez Panią Fichtel. Należało mi się. To nie było jeszcze najgorsze.
 
W klasie V wychowawczynią naszą została Pani Helena Janoszka, która uczyła języka rosyjskiego. W tym roku szkolnym wiele się zadziało. Pan Górkiewicz utworzył chór na zajęcia, którego uczęszczałam. Dwa razy w tygodniu przy akompaniamencie skrzypiec odbywały się jego próby. Pamiętam kolegę Pliszkę ( niestety nie pamiętam imienia), dzięki któremu lekcje chóry miały zawsze barwny i zabawny przebieg.
 
W tym też roku zaczęłam uczęszczać na zajęcia sportowe tzw. SKS, które po lekcjach prowadziła Pani E. Krzymyk. Zapisałam się na siatkówkę, chociaż początkowo wydawało mi się, że przy moim wzroście 1.50 w kapeluszu, to idiotyzm - życie pokazało, że trzeba uwierzyć, włożyć trochę wysiłku, a przyjemność  i umiejętności przeszły moje wyobrażenia. Wiele meczy rozegraliśmy w ciągu 4 lat edukacji. Wiele z nich wygraliśmy, ale były też i sromotne porażki. Mnie najbardziej utkwiła w pamięci porażka z szkołą sportową z Świętochłowic. Dostałyśmy manto, że szkoda gadać. Mieliśmy jednak silną drużynę męską w siatkówce. Drużynie tej przewodził Jurek Opiełka – niesamowity zawodnik.
 
Osobny rozdział to również poza lekcyjne zajęcia nauki języka esperanto, które prowadził Pan Aleksander Górkiewicz. No, może już mało kto  o tym pamięta, ale ja przez trzy lata uczęszczałam na te zajęcia.
 
Nadal działałam w drużynie harcerskiej mając swój zastęp i do dziś gdzieś tam są zakopane butelki z nazwiskami poszczególnych zastępów na obecnie „równanym” terenie pętli tramwajowej   w Chebziu.
 
Nie sposób tu również nie wspomnieć o działającym w szkole kółku PTTK prowadzonym przez Panią Różę Schafer. To była dopiero przygoda. Co drugi tydzień pod szkołę zajeżdżał autobus i mknęliśmy w Beskidy, na Jurę lub zwiedzaliśmy ciekawe zakłady pracy. Niezapomniane były też są wyjazdy trzydniowe do Gdańska, Warszawy. Działo się w tej szkole oj działo. To był nasz drugi dom. W tej szkole też przeżyłam pierwszą wielką miłość.
 
Nie sposób tutaj nie wspomnieć nauczycielkę, która wywarła duży wpływ na mnie, a mianowicie Panią Stefanię Dymczyszak, która uczyła nas j. polskiego. Z perspektywy czasu wiem, ze dzięki Niej nauczyłam się mówić i pisać poprawnie po polsku, a wiedzę, która przekazała poprzez karty literatury polskiej pogłębiła moje horyzonty.
 
A czy pamiętacie nasz sklepik uczniowski?
 
Teraz jeszcze kilka słów o matematyce. Wielu sprawia ona kłopoty, ale nie tym uczniom, których uczyła Pani A. Justyńska. Dzięki jej niesamowitym umiejętnościom pedagogicznym zdobyłam wiedzę dzięki której w późniejszej edukacji nie miałam problemów w tym zakresie. To Pani A. Justyńska sprawiła też, że pokochałam geometrię przestrzenną.
 
Na koniec muszę napisać kilka słów o mojej wychowawczyni Pani H. Janoszek. Rusycystka z krwi i kości. Ile pracy włożyła, by takich lada co językowych nauczyć tego języka to tylko Ona sama wie. Pamiętam w kółko powtarzane słowa, skrycie pisane tłumaczenia po polsku pod rosyjskim tekstem. Cierpliwość i wyrozumiałość. Zaangażowanie i serce, które miała dla dzieci. Jej troskę o spokój i bezpieczeństwo dzieci z rodzin patologicznych. To dzięki niej nauczyłam się oszczędzana, dzięki Szkolnej Kasie Oszczędności, którą prowadziła.
 
Do dnia dzisiejszego wspominam  piękne zakończenia edukacji w Tej szkol
 
To by było na tyle. Nadal mieszkam w Rudzie Śląskiej
 
Ta szkoła to pasmo miłych wspomnień i przeżyć. Dziś, co dzień spoglądam na budynek tej szkoły i duma mnie rozpiera, że chodziłam do tak wspaniałej "budy".
 
Krysia Rymarczyk
Title